Aromatyczna podróż do Bangkoku bez biletu lotniczego
Zdarzyło Ci się kiedyś zakochać… w daniu? Jeśli nie, to znaczy, że jeszcze nie spróbowałeś pad thai. Ten kulinarny romans zrodził się gdzieś na ulicznej alejce Bangkoku, wśród tlących się w woku składników i świdrującego nozdrza zapachu świeżej kolendry. Mówiąc krótko – pad thai to nie tylko jedzenie, to styl życia. I tak się składa, że mamy dla Ciebie autentyczny przepis, który nie tylko pokochasz, ale być może napiszesz do niego wiersz miłosny.
Krótka historia długiego makaronu
Choć pad thai kojarzy się dziś z rdzenną kuchnią tajską, jego przeszłość to smakowita mieszanka wpływów chińskich i lokalnych. W latach 30. XX wieku rząd Tajlandii postanowił promować jedzenie makaronu ryżowego jako symbol patriotyzmu. I tak, ku uciesze naszych kubków smakowych, narodził się pad thai – danie, które dziś można znaleźć niemal w każdej tajskiej kuchni (i Instagramie smakosza).
Składniki jak z bajki
By przygotować pad thai rozkoszny, trzeba zdobyć kilka kluczowych składników. Czy musisz udać się do Bangkoku? Nie! Wystarczy dobrze zaopatrzony sklep azjatycki i szczypta determinacji. Oto lista, którą warto zapisać w telefonie:
- Makaron ryżowy – płaski, szerokości taśmy VHS (czy ktoś jeszcze wie, co to?)
- Tofu lub krewetki – w zależności od upodobań i sumienia
- Jajka – bez nich pad thai to jak selfie bez filtra
- Kiełki fasoli mung – chrupkość poziom mistrz
- Orzeszki ziemne – prażone, siekane, nie do podrobienia
- Kolendra – do dyskusji, bo dzieli ludzi jak ananas na pizzy
- Sos rybny – zapach, który mówi „będzie pysznie”
- Ocet ryżowy i cukier palmowy – dla idealnego balansu
- Limonka – do skropienia i westchnienia
- Tamarind – tajemniczy bohater każdej autentycznej wersji
Krok po kroku, woku po woku
Zaczynamy! Przede wszystkim – nie panikuj. Pad thai może wyglądać jak kulinarna alchemia, ale w rzeczywistości to kontrolowany chaos.
- Moczymy makaron ryżowy w ciepłej wodzie, aż będzie miękki, ale nie rozgotowany. Bez przesady – nie robimy z niego zupy.
- Na dużej patelni lub woku rozgrzewamy olej i smażymy tofu lub krewetki, aż będą rumiane i uśmiechnięte (to metafora, spokojnie).
- Dodajemy jajka i szybko mieszamy – nie ma czasu na kontemplację.
- Wrzucamy makaron i podlewamy mieszanką sosu rybnego, tamaryndowego, cukru palmowego i odrobiny wody. Mieszamy szaleńczo.
- Na koniec do gry wkraczają kiełki, kolendra i orzechy – czyli tekstura, świeżość i chrupiący finał.
Po wszystkim skrapiamy limonką, przeganiamy gapiów z kuchni i serwujemy pad thai rozkoszny na talerzu z uśmiechem godnym MasterChefa.
Czy można inaczej? A pewnie, że tak!
Jedną z fantastycznych cech pad thai jest jego elastyczność. Nie masz tamaryndu? Użyj koncentratu z rabarbaru (brzmi dziwnie, ale działa). Jesteś weganinem? Zastąp sos rybny sosem sojowym i dodaj odrobinę alg nori dla morskiego posmaku. Pad thai rozkoszny nie zna granic, tylko smaki.
Mały trik, wielka różnica
Chcesz, żeby Twoje pad thai smakowało jak na ulicy Khaosan Road? Podsmaż makaron osobno z połową sosu, zanim dodasz resztę składników. Dzięki temu wchłonie on smak, a nie tylko sosem się oblizze. A to różnica jak między karaoke a koncertem Beyoncé.
Przygotowanie pad thai to podróż – krótka, intensywna i prowadząca prosto do kulinarnego nieba. Ta rozkoszna uczta może zagościć na Twoim stole częściej, niż się spodziewasz. A goście? Będą Ci wdzięczni dożywotnio, a może nawet posprzątają kuchnię.